28 marca 2019
Chodząc po Cova da Iria często można zobaczyć siostry zakonne w niebieskich habitach, zwane błękitnymi siostrami. Widzi się je w Kaplicy Objawień, jak klękają na chwilę, a potem podążają do swojej szpitalnej kaplicy, mieszczącej się w lecznicy usytuowanej z tyłu świątyni. Gdy wchodzi się do jej środka, uderza człowieka niezwykłe piękno tego niewielkiego miejsca. Na wysokim, ale zachowanym w doskonałych proporcjach sklepieniu, namalowana jest pięknymi żywymi barwami Matka Boża, Królowa Wszechświata. Maryja stoi na kuli ziemskiej. Tło malowidła stanowią kolorowe chmury. Pani Świata i reprezentanci różnych narodów zwróceni są w kierunku Króla Narodów, obecnego w Przenajświętszej Eucharystii.
Błękitne siostry w białych welonach adorują na klęczkach Najświętszy Sakrament dniem i nocą. Są one Zakonem Wynagradzającym Fatimskiej Matce Bożej Bolesnej, a ich zgromadzenie zostało założone przez księdza – teologa, znanego powszechnie w Portugalii i określanego jako: Boży człowiek, apostoł fatimski lub dusza Fatimy. Ten ostatni tytuł wolałbym zachować dla Matki Bożej, ale jest prawdą, że działalność księdza była tak przepojona kultem Maryjnym, że można powiedzieć, iż Maryja stanowiła jego życie. Był to ksiądz dr Manuel Nunes Formigao. Nie tylko założył on Zgromadzenie Błękitnych Sióstr, ale napisał też w 1921 roku pierwszą książkę o Objawieniach Fatimskich pod tytułem: Cudowne wydarzenia we Fatimie. Podpisał ją pseudonimem literackim Visconde de Montelo. Książka zawiera świadectwa dane przez Łucję, Franciszka i Hiacyntę.
Matka generalna błękitnych sióstr, siostra Maria od Wcielenia, zgodziła się na udzielenie mi wywiadu na temat osoby i działalności ojca Formigao. Miałem też przy tej okazji zaszczyt i szczęście obejrzeć rękopisy z 1917 roku, zawierające wszystkie pytania skierowane do dzieci oraz udzielone przez nie odpowiedzi. W czasie objawień o. Formigao był już dosyć znanym w Portugalii księdzem, ale mimo jego wielkiego, osobistego kultu do Najświętszej Maryi, z początku on także nie wierzył w Objawienia Fatimskie.
Urodził się 1 stycznia 1883 roku w Tomar, a zmarł 30 stycznia 1958 roku we Fatimie. W miejscu, gdzie kiedyś stał jego mały domek, znajduje się obecnie dom opieki dla starszych kobiet, zbudowany przez błękitne siostry. Matka Generalna z dumą pokazywała mi miejsce, w którym zmarł ojciec Formigao. Powiedziała, że była przy jego śmierci. W chwili zgonu w jednej ręce trzymał krucyfiks, stojący zawsze na jego biurku, a w drugiej - figurkę Matki Bożej Fatimskiej. We Fatimie działa obecnie wiele zgromadzeń zakonnych, ale założone przez o. Formigao - było pierwsze.
O. Formigao przybył do Fatimy dopiero 13 września 1917 roku. Niewątpliwie pojawił się tu za sprawą lizbońskich dziennikarzy. Myślę, że o jego przyjeździe zadecydowały informacje o objawieniach i wiadomości o sierpniowym uwięzieniu dzieci. To chyba pod ich wpływem postanowił 13 września przyjechać do Cova da Iria.
Podczas reorganizacji diecezji Leiria – Fatima biskup Dom Jose nominował o. Formigao członkiem Diecezjalnej Komisji Kanoniczej, a później już oficjalnie powierzono mu całość fatimskich spraw. Jako doktor teologii i prawnik z wykształcenia był on doskonale przygotowany do tego zadania.
Porwanie dzieci i osadzenie ich w areszcie w Ourem w sierpniu 1917 roku wywołało powszechne oburzenie w Portugalii, ale jednocześnie zwiększyło też ludzką ciekawość i rozbudziło chęć pojechania do Cova da Iria w dniu 13 września. Wydarzenia z 13 września musiały na ojcu Formigao zrobić głębokie wrażenie, o czym świadczą jego słowa:
Postanowiłem powrócić do Fatimy celem przeprowadzenia rozmów z dziećmi na temat zadziwiających wydarzeń z poprzednich pięciu miesięcy.
Przybył do Fatimy już 27 września o godz. 3-ej po południu i natychmiast udał się do Aljustrel. Tam, w domu dzieci, przeprowadził swoje pierwsze z nimi wywiady: najpierw z Franciszkiem, potem z Hiacyntą, a na koniec z Łucją. Choć był teologiem, nie doszedł wtedy do żadnej konkluzji o nadprzyrodzoności zjawiska, natomiast napisał o tym, jakie wrażenie wywarły na nim osoby małych wizjonerów i rozmowa z nimi.
Świadectwa dane przez dzieci są niedoskonałe - pisał – i niedokładne… Jednakże mimo owych uchybień, które są absolutnie nie do uniknięcia w istniejących warunkach, oświadczenie złożone przez te pokorne dzieci tegoż dnia, są same w sobie wystarczające, aby nawet u bardziej wykształconych i perfekcyjnych osób rozwiać wszelkie podejrzenia co do prawdziwej szczerości wizjonerów.
O. Formigao był przekonany o prawdomówności fatimskich dzieci do tego stopnia, że w swoich notatkach kończących wywiad z nimi napisał pierwszą apologię Fatimy:
Z odpowiedzi dzieci, a nawet może bardziej z ich postawy i z ich zaangażowania w sytuację, w jakiej się znalazły , wynika jasno i bez żadnych wątpliwości, że są one całkowicie i absolutnie szczere.
Szczerość i uczciwość dzieci była jedną sprawą, ale istniała jeszcze i druga możliwość, że dzieci - na skutek działania szatana - uległy sugestiom i halucynacjom. W swoim dzienniku, w dniu 29 września 1917 roku, o. Formigao napisał:
Pozostaje tylko jedna jeszcze alternatywa. Czy wydarzenia w Fatimie to działanie Boga? Ale jest za wcześnie, aby na to pytanie dać jednoznaczną odpowiedź. Zbliżający się dzień 13 października miał rozstrzygnąć, że albo wszystko, o czym dzieci mówią, zostanie odrzucone jako czary, albo stanowić będzie nowe spojrzenie na fatimskie wydarzenia i stanie się potwierdzeniem, że objawienia są rzeczywistością, w której ukazuje się Błogosławiona Dziewica.
Podczas trzeciego pobytu we Fatimie o. Formigao nabrał już całkowitego przeświadczenia, że Fatima jest miejscem wybranym przez Królową Nieba – Patronkę Portugalii do ukazania Swej Miłości i Miłosierdzia.
Na kilka dni przed 13 października, przygotowując się do wyjazdu do Fatimy, miał on całkowitą świadomość faktu, że w tym dniu w Cova pojawią się olbrzymie tłumy, co wcale nie ułatwi mu prowadzenia badań. Wyjechał z Santarem już 10 października o godz. 11-ej przed południem i po 12 godzinach podróży znalazł się we Fatimie. Nieobecny proboszcz pozostawił dla o. Formigao polecenie, aby udał się do domu Manuela Goncalvesa – znajdującego się w pobliżu Montelo. Fakt ten zadecydował o przyjęciu przez ojca pseudonimu Visconde de Montelo. Osobiście oglądany fenomen słońca ojciec Formigao opisywał kilka razy, ale przytoczona poniżej relacja jest najbardziej zwięzła:
13 października 1917 roku w miejscu objawień zebrało się około 60 tysięcy ludzi z rożnych klas społecznych, którzy przybyli tu zwabieni informacjami o mającym się wydarzyć cudzie. I to , co wydarzyło się na oczach zdziwionych tłumów, było najbardziej przerażającym i jednocześnie nadludzko pięknym spektaklem. Przez cały ranek padał deszcz. Niebo było pokryte czarnymi, ciężkimi, ołowianymi chmurami. Nagle, w samo południe, słońce przebiło się przez te chmury i zadziwiająco ogniste przez około 10 minut obracało się wokół własnej osi, rozsiewając naokoło najfantastyczniejsze, kolorowe fajerwerki.
Entuzjazm ojca i innych wykształconych osób ostudził fakt, iż nie spełniły się słowa Łucji, że wojna skończy się w tym dniu, bo jednak tak się nie stało. Ksiądz Formigao należał do tych ludzi, którzy zaraz po cudzie słońca podeszli do Łucji, aby ją spytać, czy rzeczywiście dzisiaj skończy się wojna.
Tego samego dnia około godziny 7-ej wieczorem przeprowadził on w domu państwa Marto wywiad z trójką dzieci. Wiedział, że nie jest to najlepszy czas na prowadzenie takich rozmów.
Dzieci bowiem były wyczerpane, podniecone i miały już dosyć odpowiadania na różne pytania zadawane im przez ludzi. Pomijając nawet kwestię uczuć, to na pewno niejednokrotnie naruszono ich intymność. Ksiądz nie chciał jednak utracić sposobności rozmawiania z dziećmi w owym szczególnym dniu, w kilka godzin po objawieniu. Owocem tego spotkania była następująca i pierwsza dana światu charakterystyka dzieci fatimskich:
Malutka Hiacynta nie chciała przyjść bez swojej kuzynki, aby ze mną rozmawiać. Stały się one po prostu nierozłączne. Hiacynta jest bardzo mała, bardzo wstydliwa i nieśmiała. W końcu jednak przyszła. Siedziałem, i żeby lepiej małą widzieć, postawiłem ją na skrzyni. Proboszcz powiedział mi wcześniej, że malutka jest istnym aniołem. Sam to chciałem zobaczyć. Teraz już jestem przekonany, że jest to anioł napełniony miłością. Na głowie miała dużą kwiecistą chustkę, starą i zniszczoną. Drugą, nieco przybrudzoną, miała przewiązaną na ramionach. Spódnica dziewczynki, zgodnie z ówczesną modą, była dosyć szeroka - oto jak dziewczynka była ubrana. Chciałbym teraz opisać jej twarzyczkę, choć nie wiem, czy potrafię to uczynić. Na pewno nie będzie to proste. Chustka, jaką miała na głowie, podkreślała rysy twarzy, uwydatniając jej żywe czarne oczy i anielski wygląd. Była bardzo nieśmiała. Odpowiadała na pytania tak cichutko, że miałem trudności ze zrozumieniem tego, co mówiła.
Przyszedł Franciszek. Czapkę miał nasuniętą na uszy, a na sobie kurteczkę, spod której ukazywała się koszula. Spodnie nosił obcisłe, dopasowane . Wyglądał jak mały mężczyzna. Miał żywe oczy i ładną twarz o figlarnym wyrazie. Kiedy odpowiadał na pytania, brał głęboki oddech. Nieco później pojawiła się Łucja. Nie potraficie sobie nawet wyobrazić, jak jej przybycie uszczęśliwiło Hiacyntę, która z promiennym uśmiechem podbiegła do kuzynki i już ani na chwilę jej nie odstąpiła. To był śliczny obrazek: Łucja w środku, a po obu jej stronach - Franciszek i Hiacynta. Powierzchowność Łucji nie robiła większego wrażenia. Jej wygląd był typowy dla urody miejscowej ludności. Najpierw odnosiła się do mnie z rezerwą, ale po jakimś czasie stała się bardziej otwarta. Mimo swej niezbyt pociągającej powierzchowności ujęła mnie, choć naprawdę nie potrafię nawet powiedzieć czym.
Po pierwszym spotkaniu z wizjonerami o. Formigao napisał również poniższy tekst:
Przyszło pierwsze dziecko. Na imię ma Hiacynta, a nazywają ją Hiacynta od Jezusa. Skończyła siedem lat i jak na swój wiek osiągnęła dosyć duży wzrost. Jest szczupła, ale nie chuda. Rysy twarzy ma regularne i ciemną karnację. Ubrana była w długą do kostek, szeroką spódnicę. Wygląda na dziecko zdrowe, całkowicie normalne pod względem psychicznym i moralnym. Nie spodziewała się, że będzie mi ktoś towarzyszył, więc była tym zaskoczona. Odpowiadała na moje pytania monosylabami i prawie szeptem.
Po chwili przyszedł jej brat, dziewięcioletni chłopiec. Wszedł dość odważnie i w czapce na głowie, której nie zdjął, bo prawdopodobnie o niej zapomniał. Siostra dawała mu znaki, aby ściągnął czapkę, ale on tego nie zauważył. Poprosiłem, aby usiadł na krześle obok mnie, co uczynił bez wahania.
Pojawiła się także Łucja od Jezusa, bardziej zadbana niż pozostała dwójka. Była krzepką, zdrowo wyglądającą dziewczynką o jaśniejszej niż u tamtych karnacji. Przywitała mnie swobodnie, co stanowiło kontrast z nieśmiałym zachowaniem się Hiacynty. Nie okazała żadnego skrępowania ani zakłopotania. Jej strój był prosty. Do tego opisu dodam kilka informacji o cechach charakteru dzieci.
Na zdjęciach Hiacynty uwidacznia się jej nieśmiałość, wstydliwość, niewinność i grzeczność. Posiadała niezwykłą żywotność ruchów, ale miała trudności z wypowiadaniem się.
U Franciszka uderzała naturalność i męski charakter. Żywo interesował się wszystkim, co zwracało jego uwagę.
Łucję wyróżniała przede wszystkim cecha przyciągania do siebie ludzi, a także uczciwość i brak nieśmiałości - nawet w trudnych sytuacjach.
Dzięki częstym i bliskim kontaktom z dziećmi o. Formigao pozyskał sobie ich zaufanie, skutkiem czego mógł je lepiej poznać i zgłębić pewne szczególne cechy ich charakterów. Pod koniec września 1917 roku rozpoczął dzieło obrony dzieci, a w 1930 roku poproszono go o oficjalny raport, konieczny do zapoczątkowania kanonicznego procesu. Ów raport stanowi nie tylko dokumentację przeprowadzonych przez o. Formigao badań, ale jest także świadectwem uczuć, jakie dzieci żywiły do księdza. Odwiedzał on pastuszków bardzo często i rozmawiał z nimi. Zyskał ich zaufanie i zrozumienie, bo nawet najbardziej poważne pytania zadawał im w taki sposób, że dzieci nie czuły się zmuszane do dawania odpowiedzi i nigdy się go nie bały.
źródło: ks. Robert J. Fox, Fatima dla wszystkich pokoleń, Ząbki 2011